Wszystko zaczęło się kilka lat temu...Poczułam się osamotniona. Brakowało mi czegoś w życiu, a może znudziła mi się dotychczasowa monotonia.. Żyłam tak jak większość, dom, praca, dzieci. Każdy dzień podobny do poprzedniego.
Otworzyłam komputer, porwał mnie świat wirtualny, niczym w labirynt o wielu korytarzach. Zafascynowana, nim coraz bardziej, zapominałam o istnieniu reali, o czasie płynącym nie ubłagalnie. Na szczęście na jednym z portali poznałam jak się okazało później Przyjaciela jakich mało. Irytowało mnie początkowo jego dreptanie
po moich śladach. Podobało natomiast, że nigdy nie
usłyszałam, odejdź już od kompa, starczy tego klikania....
Czekał do ostatniego momentu, licząc że oprzytomnieje, że zacznę zastanawiać
się sama nad sobą, że zobaczę jak grzęznę w tym wszystkim coraz bardziej. Bez namysłu wszedł do bagna, aby mnie ratować. Nie wystarczyło
już podanie ręki. Wiedział, że musi
stanąć tuż obok , jak najbliżej, aby muliste dno po którym stąpałam dalej mnie nie wciągnęło. Z dużym niebezpieczeństwem przyszło mu się zmierzyć. Był na tych portalach na których ja byłam. Mieliśmy wspólnych znajomych.
Zarywał swój czas wolny siedząc przy klawiaturze. Potrafił w
wyrafinowany sposób powstrzymywać mnie
przed odwiedzaniem coraz to nowych stron, na których godzinami siedzieć potrafiłam. .. Kilka kliknięć i już znalazłam się w swoim raju, wśród
ludzi dotąd mi nie znanych . Wciąż ciągnęłam do nich, szukając aprobaty ,
słów dających mi pewność siebie.. ..Dzięki Przyjacielowi zrozumiałam że dla nich byłam jedynie workiem do wrzucania śmieci, w postaci swoich problemów. Pewnego dnia zaczął pokazywać mi uroki świata realnego, jego wyższość nad światem wirtualnym. Zaczęłam mieć swoje marzenia. Zaczęłam szukać drogi wiodącej do ich spełnienia.
Zastanawiałam się czego najbardziej chcę, co przyjemność by mi sprawiło....Wędrując po komputerze, szukałam portali fotograficznych...byłam na nich wraz z moim Przyjacielem. Wspaniale robi zdjęcia. Był moim Mistrzem. Chciałam go dogonić, usłyszeć z ust jego że moje foty są godne uwagi...Tego najbardziej chciałam. Fotografia wkrótce bez reszty mnie pochłonęła. Coraz więcej czasu jej poświęcałam. Marzyłam odwiedzać jak najpiękniejsze miejsca i fotografować, fotografować i jeszcze raz fotografować. Od tego czasu komputer służył mi do innych celów. Podziwiałam prace znanych fotografów, wstawiałam swoje zdjęcia oczekując komentarzy. Sama też takich jak ja pasjonatów oceniałam...Słuchałam porad Mistrza mojego. Zaczęłam wierzyć, ze dostanę od życia to czego tak bardzo pragnęłam.... Z wizjerem przy oku patrzałam na świat zupełnie inny. Każdego dnia dziękowałam jak ja to mówię "Górze" za spotkanie pięknych miejsc i wierzyłam że jeszcze wiele ich przede mną. Nie wątpiłam przez chwilę, że marzenia moje się spełnią.
Poprosiłam, uwierzyłam i otrzymałam.
Los sprawił,że całkiem nieoczekiwanie poznałam koleżankę przez komputer. Zaprosiła mnie do siebie, do Chicago. Opowiadała, w jakie miejsca mnie zabierze, jaką będę miała możliwość wyżycia się pod względem fotografii. Zaczęłam sobie wyobrażać nasze podróże. Jadąc po wizę nie dochodziło do mnie ewentualność jej nieotrzymania. Minął nawet strach przed tak długim lotem...Nie znając języka, udałam się sama w podróż na drugi kontynent. Zrobiłam to wbrew rodzinie. Dlatego też pożegnania prawie nie było . Fakt ten bardzo bolał. Wybrałam drogę do szczęścia swojego. Pewien mądry człowiek powiedział "nie staraj się zadowolić innych, oni mają zadowolić siebie"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz