Kiedy się zakochamy, inaczej świat widzimy, wszystko układa się po naszej myśli, nagle ludzie spotykani są dla nas przyjaźni....miłego dnia każdemu napotkanemu gotowi życzyć jesteśmy. Mało co z równowagi potrafi nas wyprowadzić. A co się dzieje kiedy wkurzeni jesteśmy. Ludzi postrzegamy jakby coś wciąż od nas chcieli, jakby specjalnie na złość nam robili. Denerwuje nas kolejka w sklepie, choć przeważnie każdego dnia jest taka sama, że ktoś przez nieuwagę potrącił nas na chodniku i przepraszam nam powiedział...Szukamy powodu do zwady. Złe samopoczucie czy dobre, to niczym kamień do wody wrzucony zatacza dookoła siebie coraz większe kręgi...
Dzisiaj nie mam zbyt dobrego nastroju, wyganiam go piszą dalszy ciąg wspomnień.
W SAMOLOCIE
Kiedy uśmiechnięte
panie stewardesy poprosiły o bilecik
humorek powrócił. Nawet idąc rękawem prowadzącym już wprost na pokład samolotu nie czułam zdenerwowania,
byłam dalej z moim Przyjacielem. Miałam miejsce 5B czyli
fotelik nie przy samym oknie, usadowiłam się jednak na 5A. Z niecierpliwością zerkałam kto też
przyjdzie i czy przekonam tego kogoś o
zamianie miejsca. Udało się, uśmiech zadziałał. Co
miałam zrobić innego, nie mogłam się dogadać bo
nie po naszemu coś tam próbował mi wytłumaczyć. Wiadomo w takim przypadku
uśmiech jest najlepszym porozumieniem.
Pani powiedziała aby komórkę wyłączyć..
Doszło do mnie wreszcie że lecę najprawdopodobniej na cztery tygodnie. Samolot zaczął wznosić się coraz wyżej. Powoli lasy, jeziora, pola przybierały kształt plam
o różnych kolorach . Wypisz wymaluj niczym na stronicach atlasu . Na żywo
oglądałam mapę, sama nie wiem w jakiej
skali. Wznosiliśmy się coraz wyżej, aż wreszcie pod nami były tylko chmury
przypominające puszysty śnieg uformowany
w kształty nie do opisania.
. Miłe panie podały pierwszy posiłek. Mimo iż nie
zaliczyłabym go do obfitych to był wystarczający, oczywiście dla mnie. Bułeczka, i dwa pudełeczka. W jednym kilka
plasterków szyneczki, pasztet, batonik, masełko cukier, śmietanka, keczup.
Drugie pudełeczko zawierało cieple danie. Było do wyboru: wieprzowinka, wołowinka i kurczak. Wybrałam bez
zastanowienia wieprzowinkę do tego
fasolka i ziemniaczki. Jeśli chodzi o napoje, to do wyboru do koloru. No teraz mogłam się zabrać
za robienie zdjęć. . O było co pstrykać, było. Niebo niczym lustro lodu, a na nim
pojedyncze baranki z chmurek… ostro świecące słońce, wspaniałe barwy wszystkiemu nadawało.
chwile pokazuje.
Powoli traciłam
rachubę czasu… tyle godzin w powietrzu. Wyświetlane filmy o różnej tematyce na
olbrzymim ekranie miały umilać czas pasażerom, ale i równocześnie jak się
później okazało oznaczać zbliżającą się porę odpoczynku. Obowiązkowe
zasłonięcie żaluzji małych okienek, na kilka godzin dla mnie było najbardziej
nieprzyjemnym momentem podczas lotu. Nie potrafię spać w pozycji siedzącej a
zwłaszcza kiedy kilka miejsc za mną słychać głośne chrapanie na zmianę z nie
mniej głośną rozmową. Nie byłabym sobą gdybym żaluzji nie uchylała, ale
niestety widok ostro świecącego słoneczka przeszkadzała mojemu sąsiadowi.
Zdążyłam jednak kilka minut podziwiać widok oceanu. Wspaniała pogoda doskonale
pozwalała na podziwianie jego rozmiarów. Zamknęłam wreszcie i ja oczy, ale sen
nie uraczył mnie swoją obecnością, Wreszcie czas przymusowego odpoczynku dobiegł końca. Wnętrze samolotu wciąż
promienie słońca oświetlało. Podziwiać
mogłam znowu wspaniałe, widoki, niebo jednak
tyle kryje w sobie piękna, tyle ma w sobie tajemniczości. Kolory nie do
określenia i to słońce całą drogę zaglądające do małego okienka.
Następny posiłek jeszcze skromniejszy od poprzedniego i to
nie do ugaszenia pragnienie. Z nieśmiałością prosiłam o soki różnego smaku.
Kiedy głos pilota oznajmił że zbliżamy
się do Chicago, serce zadrżało z emocji. Wiadomo, podróż kiedyś musiała się
skończyć, 9 godzin nie trwa wiecznie…. Widok złocistego niebieskiego i różowego
nieba zastąpił krajobraz pełny domków
wyglądających niczym kolorowe o różnych kształtach
pudełeczka, wijące się rzeki
przypominające długie, szerokie wstążki
i te wielkie połacie zieleni, otaczające wspaniałe jezioro Michigan, jednym
słowem było pod nami wspaniałe wielkie miasto.
Zaczęłam się
denerwować, co też mnie czeka przez najbliższe cztery tygodnie..jak rodzina
Mirki na mnie zareaguje? Pytania, wciąż nowe do głowy mi przychodziły
i te obawy, a może i strach, a może i wszystko razem. Jedno wiedziałam, Ciebie
już w uchu nie ma, sama sobie teraz muszę radzić i decydować. Setki kilometrów od
kraju, całkowita brak znajomości języka i kilkumiesięczna znajomość kobiety u
której zamierzam mieszkać najbliższe 4 tygodnie. Ten wyjazd mógł się okazać szaleństwem. Ależ wielkie jest to lotnisko O’Hare..
Wysiadłam i według wskazówek Mirki miałam iść za ludźmi, ale ci ludzie nagle
jakby się rozpłynęli. Szłam długim korytarzem i wiesz co? Oczywiście skręciłam
tam gdzie nie trzeba, ale jakoś sobie poradziłam. Stanęłam we właściwej kolejce. No i tu
dopiero nerwy miałam. Straszyli mnie znajomi że bywają przypadki, iż z różnych powodów nie
wpuszczają na teren Stanów? Patrząc na minę
i zachowanie celnika siedzącego w
oszklonym pomieszczeniu wszystkiego
można było się spodziewać…. Ależ cykora miałam. Czarne myśli kłębiły się w
głowie. Przerażała mnie rozmowa z tym facetem. Na szczęście była szansa podejścia do innego. No i się udało. Po
odstaniu 45 minutowej kolejki, ponownym złożeniu odcisków palców i wlepieniu wzroku wprost w jakieś urządzenie
pan przywalił pieczęć uprawniającą półroczny pobyt w Stanach. Bagaż ponownie
prześwietlony odebrałam i podekscytowania do granic nie do wyobrażenia stanęłam
przed drzwiami automatycznie się rozsuwającymi. Tego momentu nie zapomnę. Drzwi
się rozsunęły a tu mnóstwo ludzi oczekujących. Był to widok identycznych
jak w filmie „Sami swoi” Nie wiedziałam w którą stronę patrzeć. Na szczęście nie ja szukałam a mnie znaleźli.
Ciekawy jesteś pewnie wrażenia spotkania.
Wiadomo padłyśmy sobie w ramiona a buzie nam się nie zamykały. Zmęczenie
podróżą szybko minęło. Jedne emocje nieco opadły, na ich miejsce pojawiły się
następne. Szybko dojechałyśmy na miejsce...
Ten pierwszy raz... Wszystko jedno, czego dotyczy, podszyty emocjami. A potem to już tylko rutyna.
OdpowiedzUsuńTo podobnie jak w życiu:):) Nie podciągam tego co pisze pod rutynę, ponieważ taki styl pisania próbuje po raz pierwszy....nie mniej dziękuje :)
Usuń