sobota, 10 stycznia 2015

Uwierzyłam, dopiero kiedy zobaczyłam.........

Gdy narodziła się myśl pisania bloga, zakładałam że uwagę skupię  na jednym temacie. Teraz pomyślałam sobie, że pewne odstępstwa nie zaszkodzą....W pewnym stopniu to, co za chwile opisze też na życie moje wpłynęło. Przekonałam się ze trzeba żyć tak, aby nam wygodnie było, bez względu na to, jak inni nas  postrzegać będą. 

Podczas pobytu w Ameryce, pomagałam koleżance w sprzątaniu domków. Poznałam ten kraj od kuchni...nie taki jak to w filmach opisują, jaki z opowiadań znamy. Bywałam u rodzin zamożnych, mieszkających niczym w pałacach, ale i u tych co skromnie sobie żyją.
Wracam do moich wspomnień....



Czwartek, oj to był pamiętny dzień.. Sprzątałyśmy w domku w którym mieszka oprócz właścicieli 15 kotów..Mirka uprzedzała mnie o nieprzyjemnym zapachu, ale pomyślałam, że wytrzymam, myliłam się jednak. 
Ten smród był nie do wytrzymania.. to nie sposób tak mieszkać, chociaż  przyznam, kuchnie  mieli wspaniałą, kobieta ze smakiem ją urządziła. Kiedy słoneczko przygrzewać zaczęło poczułam unoszący się wszędzie odór.... 15 kotów  ich odchody i my wśród tego wszystkiego..  Właściwie to opowiem Wam szczegółowo, bo nie jesteście  w stanie sobie tego wyobrazić ..
Każdy kot miał imię, fakt ładne  były to zwierzaki.. wszędzie wolno było im wchodzić.
Jedzenie dostawały w osobnych miseczkach, porozstawianych w różnych miejscach, nie wyłączając  stołu. Kiedy jakiekolwiek naczynie pozostawało bez zamknięcia, chętnie się do niego załatwiały. Nikt  tym faktem  nie był zgorszony. Wszystkie zaszczepione, wszystkie miały obroże wraz z baterią uniemożliwiająca wyjście poza teren zamieszkania. Zadbane, rozpieszczane  na każdym kroku. Wyobraźcie  sobie że ich pani  przeznaczyła dla nich werandę , wyposażając ją  w różne kocie zabawki. Zdecydowanie jednak wybierały mieszkanie do zabaw. Kuwety nie zawsze czyste, stały śmierdząc z daleka,  aż do momentu kiedy Mirka je uprzątnęła. Za kuwetę do tego czasu służyło im nawet łóżko. .Uparte, a nawet agresywne nie dały zgonić się z fotela czy pięknych mebli. Robiły co chciały i łaziły gdzie chciały. Wyobraźcie sobie że nasiusiały do otwartego słoika z cukrem. Domownikom nie przeszkadzał fakt ten, na tyle, że tymże cukrem słodzili herbatę, ba częstowali nim i gości.  Właścicielka kotów,  bardzo sympatyczna pani, zauważyła, że po kilku godzinach pobytu w jej domu źle się poczułam, ten zapach wyraźnie mi nie służył. Widząc moją twarz nieco bladą, zaproponowała odpoczynek w jej łóżku, w tym co to kotki  też się załatwiały..
Na szczęście z pomocą przyszła Mirka, tłumacząc że to tylko zmęczenie i świeże powietrze zrobi mi najlepiej. Faktycznie zrobiło.  W miarę wzrostu temperatury, ten charakterystyczny zapach nawet pojawił się w ogródku otaczającym dom. Jak nigdy nie mogłam doczekać się końca pracy, a godziny wyjątkowo wlokły się jedna za drugą. Byłam głodna, spragniona picia, przełknąć jednak nic nie byłam w stanie. Przerażający odór miałam nawet w gardle. Niestety musiałam wytrzymać do ukończenia sprzątania..A było tu co robić, oj było. Zmiana pościeli,  tej czynności pani życzyła sobie  każdego tygodnia, pranie ubrań i układanie ich na miejscu, szukanie butów do pary, zbieranie porozrzucanych po całym domu brudnych skarpetek  nie należało do zajęć przyjemnych, nie wspomnę już o poniewierającej się bieliźnie.
Co na uwagę  zasługiwało, to umeblowanie wszystkich pokoi. Na szczęście nie było ich dużo, raptem sześć, no i dosyć dużo kuchnia. Gospodyni zajmowała się malowaniem starych mebli, cudeńka spod jej rąk wychodziły.  W pracowni miała taki bałagan, że szczerze nie wiedziałabym jak zabrać się do czegokolwiek porządkowania. Dlatego omijana była zawsze, choć można było wejść i podnosząc nogi wysoko i uważając gdzie się je stawia, podziwiać prace, jak wszystko tak i te porozrzucane po pokoju. Pana gabinet znacznie się różnił. Można tu było nawet podłogę odkurzyć....
Byłam zszokowana  tym co zobaczyłam, tym bardziej że domownikom, nic to nie przeszkadzało. Oczywiście zachwyceni byli sprzątaniem koleżanki, bardzo im się podobało jak czysto mieli, ale na kilka dni.  Kiedy przyszła za tydzień, znowu to samo zastała. Dwoje ludzi, sześć pokoi, tydzień czasu i bałagan jak poprzednio. 
Wreszcie koniec, teraz szybko do domu. Jadąc samochodem, wystawiłam twarz przez okno,  starając się świeżego powietrza zaczerpnąć. Dopiero prysznic i zmiana ubrania poprawiła moje samopoczucie. Ten dzień długo zapamiętam. 
Nauczył mnie jednego. Każdy ma swój świat i swoje sposoby na  życie.

4 komentarze:

  1. Aż chciało by się zakrzyknąć.. O FUCK!!.. kocham koty i mam ich 10 ale załatwiają się w kuwetę tylko maluchy a starsze proszą o wyjście na podwórko.. w domu śpią również wyłącznie maluchy ale jak zima się skończy, to też będą nocować na zewnątrz.. wynika z tego, że trochę chęci i koty były by normalne a nie rozpuszczone jak dziadowskie bicze .Ostrzegam. Będę wracać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ameryka jest wielka. Same USA są dostatecznie wielkie. Opisałaś fragment jednego dnia w pewnym mieszkaniu. Takie kocie mieszkanie, jakby dobrze poszukać, może trafić się wszędzie na świecie. Nie wszędzie stać właścicieli na zatrudnienie sprzątaczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po co mają ludzie dobrze szukać jak wystarczy chwile poświęcić i przeczytać:) Janusz, to nie książka tylko blog, dlatego fragmenty umieszczam:) dziękuje za poświęcenie uwagi:)

      Usuń