Dzisiaj w opowiadaniu, powrócę kolejny już raz do wspomnień z pamiętnych wakacji w Stanach Zjednoczonych. Tym razem , do dnia w którym z Mirką pojechałam sprzątać pierwszy domek...Wrażeń miałam wiele. Zrozumiałam też, że żyjemy dotąd, dopóki tli się w nas choć mała iskierka nadziei, wiary. Kiedy gaśnie, nasze życie w wegetacje się zamieni....
Spotkałam w domku owym, kobietę chorą na raka złośliwego. Była osobą pogodną, ciesząca się każdym dniem. Świeczka jej życia szybko się dopala. Trzymała to jednak w tajemnicy. Nie lubiła użalania się nad sobą, kochała życie i brała go całymi garściami. Funkcjonowała jak dawniej, z tą różnicą że nie jeździła sama, tam gdzie trzeba, koleżanki ją podwoziły.
Pani starsza o imieniu Barbara, to ona będzie bohaterką opowiadania, o twarzy zazwyczaj uśmiechniętej, humorem wszystkich zarażała. Mnie również miło było w jej towarzystwie. Radość charakterystyczna dla osób optymistycznych zawsze z niej promieniowała.
Nie wierze, jeżeli o kimś mówią, ten to dopiero jest urodzony pesymista...Przychodzimy na świat bez żadnych obciążeń, z pustym workiem wrażeń. Pierwszymi nauczycielami pesymizmu, braku wiary w siebie są niestety nasi rodzice.
Posłużę za przykład. Moja Mama nie wierzyła nigdy we mnie, a co mi się udało, twierdziła, że to przez przypadek...
Pamiętam, jak miałam zdawać maturę, z dwóch przedmiotów zupełnie nie pasujących do siebie, polskiego i matematyki. Wychowawczyni wezwała Mamę, aby mi przemówiła do rozumu, że nie dam sobie rady...Nie można przecież być wszechstronnie uzdolnionym, mówiła pani profesor. Córka lepiej niech wybierze bardziej pasujące do siebie przedmioty... Mama przerażona następstwami mojej decyzji, próbowała faktycznie odwieźć mnie od podjętej decyzji. Im bardziej nakłaniała, tym bardziej uparta się robiłam. Dzięki uporowi, a nie wiary w siebie, zdałam maturę celująco. Nie ośmieliłam się natomiast, zapytać o wynik egzaminu wstępnego. A dlaczego zdałam, po prostu bo tak mi się udało, jak to mi Mama powtarzała...Tak ze wszystkim było. Prawdopodobnie uporowi od młodych lat swoją zmianę zawdzięczam, jeszcze przekór bym dołożyła jako pomoc w tym moim przeobrażaniu.. W miarę dojrzewania zrozumiałam, że wiara w siebie, na równi z wyznaczeniem celu w życiu to podstawa. Nieodzowna przy tym jest wdzięczność, za to co już osiągnęliśmy, co posiadamy.
Różne jednak są dzieci, te bardziej podatne na opinię,jako dorosłe wszystko skazują na kark życia gdzieś tam w gwiazdach przypisanego. Czytając horoskopy, myślą że kierunek najlepszy im pokażą. Wszystkim i wszystkiemu wierzą, tylko nie sobie. Nie liczą na szczęście mówiąc że go nie mają. Kiedy przyjdzie choroba, często się poddają, twierdząc że taka to już kolej życia.
A jaka jest wspomniana Pani Basia u której domek sprzątałyśmy. Pełna werwy i energii, której świeczka mimo że gaśnie pali się pięknym kolorem....
... Mirka
myślała że następnego dnia będę odpoczywała, nic z tego, .chciałam jechać razem
z nią do pracy..ciekawa byłam sprzątania w domkach. Wstałam jak zawsze, mimo ze
spać położyłam się dosyć późno, mimo wszystko dziwna to była dla mnie pora..Kryzys przechodziłam około
godziny 15 czyli polskiej 23..ale jakoś sobie poradziłam ..
Podjeżdżając
pod domek, nie zrobił na mnie dużego wrażenia. Przeciętna parterowa budowa,
nieco rozciągnięta.
Kiedy
weszłam do środka, szybko zmieniłam zdanie. Samych łazienek były dwie, plus dwa
pomieszczenie z ubikacją. Łazienka czyli, trzy pokoiki, jeden z wanną i to jaką superową,
drugi to garderoba, z elegancko
posegregowanymi ubraniami, niektóre w foliowych workach i najładniejszy trzeci
pokoik z różowego marmuru toaletką pełną kosmetyków..A pokoje, cóż… było ich sześć, ale
jakie duże ...W każdym gruby uginający się pod stopami dywan. Zaskoczyło mnie ,
że dywany a właściwie to wykładziny dywanowe, były w większości jasno kremowe i
czyściuteńkie. Wszystko piękne, tylko
ta panująca ciemność nieco mnie wkurzała. Zasłony z grubego sukna, oczywiście
firany, a pod nimi dodatkowo opuszczone rolety . Wiekowe ozdoby ze srebra okazale
prezentowały się na wspaniałych ciemnych
o wysokim połysku meblach... No i to oświetlenie sztuczne… . W pokojach gdzie
story spełniały tylko ozdobę okna, też było dziwnie ciemno… Gęsto upięte firany
i okna dawno nie myte nie przepuszczały promyków słoneczka. Mimo wszystko
wystrój wnętrza zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Mieszkanko zadbane, do
tego stopnia, że nie wiedziałam co tu sprzątać..Mirka biegała od pokoju do
pokoju, a ja szybko pogubiłam się który pokój odkurzałam. Największym problemem było zapamiętać co gdzie stało. Pani dużą uwagę
przywiązywała do stałych miejsc bibelotów. Niepojęte dla mnie
było też słanie łóżka. To cały rytuał. Kolejność i sposób układania poduszek nie
wchodził mi za pioruna do głowy. Co to za różnica, jakim rogiem w jakim
kierunku ma być obrócona. Podobno jednej kobiecie przed Mirką nie
wychodziła ta czynność i niestety musiała pożegnać się z pracą.…Pościel oczywiście
co tydzień obowiązkowo do zmiany. No i teraz zapamiętaj jaką poszewkę na którą poduszkę. Mirka
znalazła sposób. Fakt, ze wszystkim można sobie poradzić. Układała piramidę na
fotelu z tych zakichanych poduszek, a później kolejno powlekała świeżą poszewką
i odpowiednio układała na szerokim łożu. Nie zapamiętałabym tego wszystkiego za
żadne skarby. No i jeszcze dochodzą przykrycia . Nie miała jednej normalnej
kołdry tylko trzy nakrycia. Jedno zwyczajnie położone na drugim, a to trzecie,
powinno wystawać za materacem równiutko ze wszystkich stron. Później jeden róg
złączonych przykryć zagiąć aby pani wślizgnęła się pod nie bez żadnego problemu,
ponieważ miała chorą nogę. Matko ależ oni przywiązują wagę do tego słania.
Oj nie, nie nadaje się do takiego
czegoś, mogę odkurzyć, wytrzeć kurze i po sprawie. Ciężka jak diabli ta praca.
Jak brałam do ręki niektóre te durnostojki
to zaraz cenę w nich widziałam. Podobno kiedyś Mirka potłukła coś
cennego, każdemu przecież może się zdarzyć. W jakiś tam sposób zrekompensowała
stratę, wiadomo nie do końca. Niektóre rzeczy są przecież bezcenne ze względu
na pamiątkę rodzinną. O jeszcze coś, byłabym zapomniała. Do domku
przychodziłyśmy trzymając w jednej ręce
taką skrzyneczką wypełnioną mnóstwem buteleczek, pudełeczek i
szmatek i odkurzacz w drugiej ręce. Okazuje
się że w zależności od mieszkania Mirka używa różne środków czystości. Panie mają ulubione zapachy używane do odkurzacza i oczywiście zaufane rodzaje
środków czystości do mycia wanny, zlewu itd. Tu również obowiązuje zasada,
klient nasz pan. Starsza pani o imieniu Barbara, do której posiadłość należała,
najczęściej podczas naszego sprzątania siedziała w wygodnym fotelu nie zwracając uwagi na nasze krzątanie po mieszkaniu. Od czasu do czasu coś tam się do nas odezwała,
coś do siebie pogadała. Najdłuższa rozmowa odbyła się przy naszym powitaniu. Oczywiście konwersacje prowadziła z moją
szefową:) Pani Barbara po śmierci męża mieszka samotnie. Dzieci wyprowadziły
się na swoje. Majątku dorobiła się
dzięki wysokiemu stanowisku męża. Kobieta chora jest na raka, ale nie robi z
tego wielkiego problemu. Spotyka się z koleżankami oczywiście w knajpkach, bo w
domu mało się tu gości. Jak byliśmy to szykowała się na ten ich
lanch. Ależ się stroiła...Zaprosiły ją znajome. Ale co to za zaproszenie jak ona płaci za siebie. Taki to zwyczaj u nich. Zapraszają się i sami
za siebie płacą. Panią bardzo interesowało
jakie mamy plany związane ze zwiedzaniem. Zasugerowała nawet kilka ciekawych
miejsc. O Polskę nie pytała zbyt dużo, a już zupełnie nie interesowały ją
sprawy budżetowe Polaków. W Ameryce jest wielkim nietaktem rozmawiać na tematy
finansowe. Nooo chyba że znajomość jest bardziej zażyła. Tu nie ma w zwyczaju
użalanie się, większość ludzi do życia nastawionych jest pozytywnie. Przy
takiej pomocy socjalnej państwa podobne bym miała nastawienie. Mile widziany
jest uśmiech i pochwała każdego dnia. I mają racje, po co się dołować gadając
wciąż że koniec z końcem ciężko związać. To nic nie da a tylko doła pomoże
złapać.... Około godziny 13 wypolerowane do błysku wnętrze domku opuściłyśmy
aby udać się nad jezioro Michingen..
Następny etap opowiadania, to zwiedzanie. Nie o to jednak chodzi abym chwaliła się co zobaczyłam, gdzie byłam. Chciałam abyście drodzy czytelnicy uwierzyli, że podejście jakie mamy do życia zależy tylko od nas samych. Wszystko jest w naszej głowie...Zacznijmy uśmiechać się nawzajem do siebie,starajmy się aby każdy następny dzień był lepszy od dnia poprzedniego...pamiętając zawsze iż:
"Myśli się urzeczywistniają. Wystarczy że w nie uwierzysz..."
Również nie potrafię zrozumieć, z jakiego powodu na tych wielkich łóżkach jest AŻ tyle tych wszystkich poduszek? Myślę, że z takim pozytywnym nastawieniem do wszystkiego, będziesz tam się dobrze czuła, wszak Amerykanie są mistrzami w takim postrzeganiu świata.
OdpowiedzUsuń